Logowanie
Nawigacja
Aktualnie online
Ostatnio Widziani
| ||
| ||
| ||
| ||
|
Statystyki
Zdjęć w galerii: 1759
Artykułów: 379
Newsów: 254
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 617
Artykułów: 379
Newsów: 254
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 617
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.
05-03-2020 05:38
Album: Dokumenty. Ciekawe skany "podkamienieckich" dok. W. Bieżana: tutaj.
11-05-2013 15:04
Dzięki dostępowi do ksiąg udało się rozpoznać nagrobek Małgorzaty Piątkowskiej oraz Jana i Anny Pleszczuk, Wandy Szymborskiej i Antoniny Szmigielskiej.
20-08-2012 13:21
Indeksy uzupełnione zostały o śluby osób o nazwiskach na literę "T" z lat 1785-1942
09-08-2012 16:26
Uzupełniłem o kolejną notkę z gazety artykuł
"O Podkamieniu w prasie"
29-07-2012 12:58
Poprawiłem plan cmentarza - szkoda, że nikt nie zwrócił mi uwagi na błędy na tej stronie.
14-06-2012 14:16
Dzień dobry. Mam naimię Serhij. Jestem z Ukrainy. Na tej stronie internetowej w Liście zamordowanych w Podkamieniu w klasztorze osób znalazłem informację o bracie mojego pra-pradziadka Andrzeja Juzwy.
18-03-2012 20:59
Wizualnie poprawiłem plan Podkamienia: http://www.podkam.
..?page_id=9
..?page_id=9
24-02-2012 18:50
Przybyło kilka wierszy w dziale "Wiersze i proza".
01-03-2010 18:37
Wzorem strony http://www.olejow.
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
01-02-2010 23:22
Poprawiłem trochę listę pomordowanych - ułożona została wg miejsca mordu.
Ankieta
Pamiętaj - Ty też możesz pomóc!!
Wypełnij i wyślij ankietę dot. pomordowanych.
ANKIETA
Stowarzyszenie
A czy Ty zapisałeś/-aś się już do Stowarzyszenia Kresowego Podkamień?
DEKLARACJA
Ankieta
Chciałbym/Chciałabym w najbliższym czasie odwiedzić Podkamień i okolice
TAK
94% [17 głosów]
NIE
6% [1 głos]
Ogółem głosów: 18
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Identyfikacja
Genealogia
Księgi metrykalne
I Kataster
II Kataster
Ostatnie komentarze
Newsy
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Top komentatorzy
krystian | 404 |
harry | 321 |
swietojanski | 125 |
Ostatnie zdjęcia
Genowefa Pawluk (z. ...
Genowefa Pawluk (z d...
Jan Pawluk z żoną
Michał Świętojań...
Górnicka (z d. Świ...
Władysław Święto...
Iłowski Ryszard
Baczewicz Stanisław
Newsletter
Warto tam zajrzeć
Nawigacja
Wspomnienia Marii Saluk
Wrocław dnia 3.04.1997 r.
Urodziłam się w 1929 roku w Nowym Wiśniowcu w województwie tarnopolskim. Moja rodzina składała się z babci i dziadka (Michała i Wiktorii Radzimińskich - rodziców mamy), moich rodziców (Antoniego i Anny Saluków) oraz mnie i rodzeństwa (Tadeusza, Wandy, Walerii, Stanisławy, Marcina i Janiny). W 1942 roku w domu nie było brata Tadeusza oraz siostry Walerii, przebywających na przymusowych robotach w Niemczech.
Już niedługo po wkroczeniu Niemców, bo w 1942 roku, banderowcy zaczęli mordować Polaków. Początkowo morderstwa zdarzały się tylko na wsiach i tylko nocą. Po prostu wpadali, wyrzynali całą rodzinę i znikali. Był taki wypadek: matka kąpała niemowlę, bandyta przebił dziecko w wanience bagnetem i dał matce, żeby zdjęła z bagnetu.
Ale już w 1943 roku zaczęły się morderstwa i w naszym miasteczku. M.in. została zamordowana znajoma moich rodziców, pani Kozakowska z dwiema wnuczkami. U naszych bliskich sąsiadów Micerskich miało miejsce następujące zdarzenie. Pan Micerski by katolikiem, żona prawosławna. W mieszanych rodzinach by l taki zwyczaj, ze synowie przyjmowali wyznanie ojca, a córki matki. Syn państwa Micerskich (imienia nie pamiętam) pomimo, ze po ojcu też był katolikiem, był w bandzie, ponieważ podobała mu się jej działalność. Prawdopodobnie banderowcy nie mieli do niego zaufania i dla próby kazali mu zabić własnego ojca. Syn rozkaz wykonał. Przyszedł do domu, zabił ojca w obecności matki i chciał wyjść z domu. Matka stanęła w progu ze słowami: "zabiłeś ojca więc zabij i mnie". Zabił więc i matkę. W Wiśniowcu było dużo więcej morderstw, ale ja nie pamiętam więcej nazwisk i sytuacji z 1943 roku. Mój ojciec pochodził z Podkamienia k./Brodów woj. lwowskie i miał tam matkę, Marie Schonert (nazwisko drugiego męża). Postanowił więc, ze wyjedziemy do Podkamienia, ponieważ jak mówił ,jest tam więcej mieszanych rodzin ukraińsko - polskich. Rodzice mojej matki nie chcieli z nami jechać mówiąc: "my starzy nikomu krzywdy nie zrobiliśmy, więc i nam nikt krzywdy nie zrobi, nie zostawimy całego dorobku". Niestety, w lutym 1944 roku zostali zamordowani przez banderowców, a ich ciała wrzucono do studni. Razem z dziadkami zostali zamordowani: Dudkowska Janina z dwójką dzieci i dwie rodziny Królikowskich (krewnych babci), razem 13 osób. W tym samym czasie zamordowano setki osób, ale ja nie pamietam nazwisk. Po zamordowaniu dziadków dom podpalono, zresztą w tym czasie wszystkie domy polskie i żydowskie zostały spalone. Do pałacu Wiśniowieckich i do klasztoru oo. Karmelitów Bosych zwożono przez wiele dni słomę celem podpalenia, co zresztą zrobiono. Widziałam wypalone okna i okopcone mury. Moja rodzina w sierpniu 1943 roku wyjechała do Podkamienia, a już we wrześniu, we wsi Palikrowy, 3 km od Podkamienia, wymordowano wszystkich Polaków. Banderowcy przyszli do wsi w nocy, kazali wszystkim mieszkańcom wyjść na łąkę, przez która przepływał mały potoczek czy rów melioracyjny. Ukraińcom kazali ustawić się z prawej strony, a Polakom z lewej. Po ich rozdzieleniu, z karabinów maszynowych wystrzelali wszystkich Polaków z lewej, około 700 osób. Po dokonaniu morderstwa do rana ucztowali na tej łące, palili ogniska i bawili się, chwaląc się, że zrobili Lachom sąd ostateczny, bo podzielili po prawicy i po lewicy, a krew płynęła rzeką. To morderstwo w Palikrowach było prawie jawne w stosunku do władz niemieckich, gdyż w tym samym czasie w Podkamieniu było bardzo dużo wojska niemieckiego. Strzały było wyraźnie słychać, my w domu je słyszeliśmy. Po tym zdarzeniu w Palikrowach, ludność okolicznych wsi za zgodą władz niemieckich, z całym dobytkiem wprowadziła się do klasztoru oo. Dominikanów w Podkamieniu z tym, że władze niemieckie wprowadziły godzinę policyjną. Od godz.18-tej do 6-tej rano nie wolno było wchodzić ani wychodzić z klasztoru. My również cały dzień przebywaliśmy w domu, a na noc chodziliśmy do klasztoru. Tak było od września 1943 do lutego 1944 roku. W lutym 1944 r u naszej gospodyni, pani Wiśniewskiej, która miała duży dom zakwaterowano wojsko niemieckie. Czuliśmy się zabezpieczeni przed banderowcami i nocowaliśmy w domu. Tak było do 11 marca. Rankiem tego dnia cale wojsko niemieckie i cala władza niemiecka opuścili miasto. Przed ich odjazdem jeden wojskowy Ukrainiec (bo i tacy służyli w wojsku niemieckim) po moim powiedzeniu, ze znowu musimy iść spać do klasztoru powiedział: "do klasztoru nie". Jednak około godz. 18-tej udaliśmy się na noc do klasztoru. Przed godz. 20-tą pod mury otaczające klasztor podeszła grupa mężczyzn (około 30 osób ). Ubrani byli jak na bal maskowy. Podali się za partyzantkę ruska i powiedzieli, ze boją się spać w mieście. Prosili, żeby ich przenocować w klasztorze. Polacy odpowiedzieli, ze to nie zależy od nich, gdy z władze ustanowiły godzinę policyjną i będą mogli wejść dopiero po szóstej rano. Mężczyźni pod bramą powiedzieli wtedy, ze nie maja co jeść ani pić i prosili o zaopatrzenie. Spuszczono im po sznurach jedzenie i napoje. Wtedy oznajmili, że boją się spożywać, gdy zjedzenie może być zatrute, Zadali, żeby ktoś przyszedł i z nimi jadł. Jako miejsce noclegu zaproponowano im dom organisty. Następnie poszedł organista i jeszcze dwie osoby: pan Pelc pochodzący z Wiśniowca i pan Karpiuk, mieszkaniec Podkamienia. Delegacja przebywała z nimi mniej więcej do godz. 23-ciej .Po powrocie pan Pelc odszukał moją matkę i powiedział, że wśród tych "partyzantów" poznał Kadie (Arkadiusza) Daniczenko, syna adwokata z Wiśniowca i jednego diaka z monastyru z Poczajewa. Pan Pelc wrócił do klasztoru, a pan Karpiuk chciał pójść do domu, ale "partyzanci" złapali go i zabili. Słyszałam, że został zamordowany w makabryczny sposób. Około godz. 6-tej rano, porze wyznaczonej na wejście "partyzantów" do klasztoru, weszli oni na mury klasztorne i zaczęli strzelać z karabinów maszynowych po oknach. Byli to oczywiście banderowcy. Zginął wtedy 18-letni Fredek (nazwiska nie pamiętam) .Chciał zobaczyć co się dzieje i wyjrzał przez okno. Do godz. 13-tej była to jedyna ofiara. Banderowcy do klasztoru nie mogli się dostać, gdyż przez noc Polacy zabarykadowali wszystkie bramy. Około godz. 12-tej obserwator z wieży zobaczył, ze od strony Brodów jedzie wojsko niemieckie. Wśród Polaków nastąpiła wielka radość, gdyż myśleliśmy, ze banda ucieknie. Niestety, radość była bardzo krotka, gdyż Niemcy podjechali pod klasztor i przez megafony ogłosili, że do godz. 13-tej wszyscy ludzie mają opuścić klasztor, a bramy maja być otwarte. W przeciwnym wypadku będą strzelać z armat i bombardować klasztor z samolotów. W tym czasie banda wycofała się, ludzie zaczęli odbarykadowywać bramy i wychodzić. Wychodzenie było utrudnione, gdy z niektóre bramy były zabarykadowane zbożem w workach. Worki podziurawiły kule, zboże wysypało się i np. moja rodzina po kolana w zbożu przechodziła przez bramę.
Banderowcy po opuszczeniu murów obstawili wszystkie uliczki i przejścia, łapali ludzi i mordowali. Tak zginęła ciocia (siostra mego ojca) Stanisława Schnitzer wraz z córka Jadwigą. Jadzia miała 12 lat. Żyła jeszcze ponad dobę. Przed śmiercią zdążyła mi opowiedzieć, że zatrzymał ich bandyta i kazał modlić się, bo zginiesz. Jadzia opowiadała:
"Uklękłyśmy na śniegu i modliłyśmy się. Po modlitwie on strzelił do mamy, mama upadla na plecy, wtedy mnie uderzy l bagnetem w plecy. Upadlam na twarz, mama zaczęła wołać, żeby mnie nie zabijał, wtedy podszedł do mamy i pchnął ją bagnetem. Mama zamilkła (ciocia została uderzona bagnetem w oko). Ja udawałam, że nie żyję, ale on mnie kłuł i kłuł tym bagnetem, a ostatni raz jak mnie uderzył w głowę to przy wyjmowaniu bagnetu aż mnie podniósł na tym bagnecie". Faktycznie, Jadzia miała 9 ran na wylot tzn. od pleców do przodu, a 10-ta rana została zadana w głowę. Bagnet uderzył przy prawym uchu, a wyszedł przy brodzie. Okazało się, ze ciocia z Jadzia po wyjściu z klasztoru usiłowały dostać się do domu. Jej najstarszy syn, Wacław uciekał w innym kierunku, a że biegł, banderowcy nie mogli go złapać, więc został zastrzelony. Średni syn, Felek lat 15, uciekał jeszcze w innym kierunku, został ranny, ale udało mu się uciec. Przechowywał go na wsi Ukrainiec. Felicjan Schnitzer żyje do dziś. Mieszka we Wrocławiu. My z mamą (a było nas pięcioro) po wyjściu z klasztoru też mieliśmy zamiar iść do domu, ale na swoim podwórzu stal Ukrainiec Strychaluk. Na migi wskazał nam kierunek na las. W lesie przebywaliśmy od godz. mniej więcej. 14-tej do 3-ciej rano. Po lesie chodzili bandyci, łapali schowanych ludzi i mordowali. Nam udało się przeżyć, ponieważ wpadliśmy do jakiegoś dołu, był to chyba lej z pierwszej wojny światowej. W tym dole znalazł nas brat leśniczego (Polak) i zaprowadził do leśniczówki, gdzie do rana siedzieliśmy w oborze na kupie nawozu. Było nam nareszcie ciepło, po tylu godzinach spędzonych w lesie na śniegu i mrozie. Z leśniczówki przedostaliśmy się do babci Schonert. W domu była już Jadzia oraz zwłoki cioci i Wacka. Babcia przywiozła ich wszystkich saneczkami. Babcia była pochodzenia niemieckiego i jej ze strony bandytów nic nie groziło. Mój ojciec nie nocował w klasztorze. Spal u babci w stajni. Mama z rodzeństwem po przyjściu z lasu też się tam skryła. Ja poszłam do mieszkania i byłam cały czas z Jadzią, która pomimo tylu ran żyła jeszcze do godz. 23-ciej 13 marca 1944 r. Rodzice aż do przyjścia Rosjan 24 marca 1944 roku ukrywali się w tej stajni. Sąsiedzi Ukraińcy wiedzieli o tym, ale nie wydali.
W klasztorze przebywało około 2400 osób, przeżyło okolo 700, czyli 1700 osób zostało zamordowanych, niektórzy w bestialski sposób. Ksiądz Stanisław Fijałkowski, który był tęgi, został zakłuty stołowymi widelcami i potem powieszony na stule w ogrodzie klasztoru. Ksiądz ojciec Józef został zakłuty bagnetami. Tych księży znałam osobiście, a ilu jeszcze księży i zakonników pomordowano, tego dokładnie nie wiem. Nie wszyscy Polacy z miasteczka przebywali tej nocy w klasztorze. Ci, którzy zostali w domu, prawie wszyscy zostali wymordowani, np. rodzina Kraftów - troje dzieci, Swietojańscy - cała rodzina. Więcej nazwisk nie mogę podać, gdy z stosunkowo krótko mieszkałam w Podkamieniu, a z relacji babci niewiele zapamiętałam. Podaję tylko to, co wiem i pamiętam. Do domu z klasztoru uciekała Zuzanna Łoźna lat 15. Wpadł tam za nią bandyta. Również kazał się modlić, bo ją zabije. Ona prosiła, żeby jej pozwolił napisać list do matki i braciszka. Pozwolił, a ona napisała mniej więcej tak: "Braciszku ucz się, żebyś nie był taki analfabeta, jak mój kat, który nawet nie umie przeczytać, co piszę". Ten list czytałam osobiście. Pani Łoźna po śmierci Zuzi postradała zmysły. Chodziła po miasteczku i szukała Zuzi. Babcia opowiadała, że jakąś nastolatkę banderowcy zbiorowo zgwałcili, potem obcięli jej piersi, a w krocze wbili litrową butelkę po wódce.
Wujek Władysław Schnitzer, ojciec Jadzi, jesienią 1943 roku pojechał do Lwowa i nie powrócił. Dopiero po wojnie dowiedzieliśmy się, że banderowcy złapali kilku Polaków, m.in. wujka, zawieźli do lasu koło Brodów i tam w okropny sposób zamordowali. Przywiązano ich do drzew drutem kolczastym, a wnętrzności wyciągano i owijano na drzewach. Opowiadał to podobno naoczny świadek, Ukrainiec, któremu kazano zawieźć furmanką bandytów i ofiary do lasu. Pogrzeb pomordowanych w Podkamieniu odbył się 15 lub 16 marca. Trudno to nazwać pogrzebem, wszystkie ciała zostały wrzucone do wspólnego dołu. Robili to mieszkańcy Podkamienia, Ukraińcy. Musieli to zrobić, gdy z nastąpiła odwilż, a ciała leżały na ulicach, w klasztorze, w domach. Klasztor znajdował się na górze. Prowadziła do niego stroma uliczka, na której w śniegu leżało wielu zabitych. Jeżdżące sanie sprawiły, że uliczka wyglądała jak czerwona wstęga. Ta wspólna mogiła była na cmentarzu. W dniu pochowku banderowcy zaczaili się na cmentarzu i kto z Polaków udał się na pogrzeb, został zabity. Przed pochowkiem sąsiad babci, Ślusarczuk, zobaczył mnie na podwórku, zawołał i powiedział: "Powiedz ojcu, żeby zrobił jakieś trumny dla swoich, bo jutro będą grzebać wszystkich razem i niech z was nikt nie idzie na pogrzeb, może iść tylko babcia". Powiedziałam mu, że nie wiem, gdzie jest ojciec, a on na to: "Ja ci powiedziałem". Faktycznie ojciec w stajni zbił z desek trzy paki, babcia wynajęła człowieka, który wykopał grób i tylko babcia była na pogrzebie. 24 marca 1944 r wkroczyli Rosjanie, a gdzieś pod koniec marca odbyła się ekshumacja pomordowanych.
Urodziłam się w 1929 roku w Nowym Wiśniowcu w województwie tarnopolskim. Moja rodzina składała się z babci i dziadka (Michała i Wiktorii Radzimińskich - rodziców mamy), moich rodziców (Antoniego i Anny Saluków) oraz mnie i rodzeństwa (Tadeusza, Wandy, Walerii, Stanisławy, Marcina i Janiny). W 1942 roku w domu nie było brata Tadeusza oraz siostry Walerii, przebywających na przymusowych robotach w Niemczech.
Już niedługo po wkroczeniu Niemców, bo w 1942 roku, banderowcy zaczęli mordować Polaków. Początkowo morderstwa zdarzały się tylko na wsiach i tylko nocą. Po prostu wpadali, wyrzynali całą rodzinę i znikali. Był taki wypadek: matka kąpała niemowlę, bandyta przebił dziecko w wanience bagnetem i dał matce, żeby zdjęła z bagnetu.
Ale już w 1943 roku zaczęły się morderstwa i w naszym miasteczku. M.in. została zamordowana znajoma moich rodziców, pani Kozakowska z dwiema wnuczkami. U naszych bliskich sąsiadów Micerskich miało miejsce następujące zdarzenie. Pan Micerski by katolikiem, żona prawosławna. W mieszanych rodzinach by l taki zwyczaj, ze synowie przyjmowali wyznanie ojca, a córki matki. Syn państwa Micerskich (imienia nie pamiętam) pomimo, ze po ojcu też był katolikiem, był w bandzie, ponieważ podobała mu się jej działalność. Prawdopodobnie banderowcy nie mieli do niego zaufania i dla próby kazali mu zabić własnego ojca. Syn rozkaz wykonał. Przyszedł do domu, zabił ojca w obecności matki i chciał wyjść z domu. Matka stanęła w progu ze słowami: "zabiłeś ojca więc zabij i mnie". Zabił więc i matkę. W Wiśniowcu było dużo więcej morderstw, ale ja nie pamiętam więcej nazwisk i sytuacji z 1943 roku. Mój ojciec pochodził z Podkamienia k./Brodów woj. lwowskie i miał tam matkę, Marie Schonert (nazwisko drugiego męża). Postanowił więc, ze wyjedziemy do Podkamienia, ponieważ jak mówił ,jest tam więcej mieszanych rodzin ukraińsko - polskich. Rodzice mojej matki nie chcieli z nami jechać mówiąc: "my starzy nikomu krzywdy nie zrobiliśmy, więc i nam nikt krzywdy nie zrobi, nie zostawimy całego dorobku". Niestety, w lutym 1944 roku zostali zamordowani przez banderowców, a ich ciała wrzucono do studni. Razem z dziadkami zostali zamordowani: Dudkowska Janina z dwójką dzieci i dwie rodziny Królikowskich (krewnych babci), razem 13 osób. W tym samym czasie zamordowano setki osób, ale ja nie pamietam nazwisk. Po zamordowaniu dziadków dom podpalono, zresztą w tym czasie wszystkie domy polskie i żydowskie zostały spalone. Do pałacu Wiśniowieckich i do klasztoru oo. Karmelitów Bosych zwożono przez wiele dni słomę celem podpalenia, co zresztą zrobiono. Widziałam wypalone okna i okopcone mury. Moja rodzina w sierpniu 1943 roku wyjechała do Podkamienia, a już we wrześniu, we wsi Palikrowy, 3 km od Podkamienia, wymordowano wszystkich Polaków. Banderowcy przyszli do wsi w nocy, kazali wszystkim mieszkańcom wyjść na łąkę, przez która przepływał mały potoczek czy rów melioracyjny. Ukraińcom kazali ustawić się z prawej strony, a Polakom z lewej. Po ich rozdzieleniu, z karabinów maszynowych wystrzelali wszystkich Polaków z lewej, około 700 osób. Po dokonaniu morderstwa do rana ucztowali na tej łące, palili ogniska i bawili się, chwaląc się, że zrobili Lachom sąd ostateczny, bo podzielili po prawicy i po lewicy, a krew płynęła rzeką. To morderstwo w Palikrowach było prawie jawne w stosunku do władz niemieckich, gdyż w tym samym czasie w Podkamieniu było bardzo dużo wojska niemieckiego. Strzały było wyraźnie słychać, my w domu je słyszeliśmy. Po tym zdarzeniu w Palikrowach, ludność okolicznych wsi za zgodą władz niemieckich, z całym dobytkiem wprowadziła się do klasztoru oo. Dominikanów w Podkamieniu z tym, że władze niemieckie wprowadziły godzinę policyjną. Od godz.18-tej do 6-tej rano nie wolno było wchodzić ani wychodzić z klasztoru. My również cały dzień przebywaliśmy w domu, a na noc chodziliśmy do klasztoru. Tak było od września 1943 do lutego 1944 roku. W lutym 1944 r u naszej gospodyni, pani Wiśniewskiej, która miała duży dom zakwaterowano wojsko niemieckie. Czuliśmy się zabezpieczeni przed banderowcami i nocowaliśmy w domu. Tak było do 11 marca. Rankiem tego dnia cale wojsko niemieckie i cala władza niemiecka opuścili miasto. Przed ich odjazdem jeden wojskowy Ukrainiec (bo i tacy służyli w wojsku niemieckim) po moim powiedzeniu, ze znowu musimy iść spać do klasztoru powiedział: "do klasztoru nie". Jednak około godz. 18-tej udaliśmy się na noc do klasztoru. Przed godz. 20-tą pod mury otaczające klasztor podeszła grupa mężczyzn (około 30 osób ). Ubrani byli jak na bal maskowy. Podali się za partyzantkę ruska i powiedzieli, ze boją się spać w mieście. Prosili, żeby ich przenocować w klasztorze. Polacy odpowiedzieli, ze to nie zależy od nich, gdy z władze ustanowiły godzinę policyjną i będą mogli wejść dopiero po szóstej rano. Mężczyźni pod bramą powiedzieli wtedy, ze nie maja co jeść ani pić i prosili o zaopatrzenie. Spuszczono im po sznurach jedzenie i napoje. Wtedy oznajmili, że boją się spożywać, gdy zjedzenie może być zatrute, Zadali, żeby ktoś przyszedł i z nimi jadł. Jako miejsce noclegu zaproponowano im dom organisty. Następnie poszedł organista i jeszcze dwie osoby: pan Pelc pochodzący z Wiśniowca i pan Karpiuk, mieszkaniec Podkamienia. Delegacja przebywała z nimi mniej więcej do godz. 23-ciej .Po powrocie pan Pelc odszukał moją matkę i powiedział, że wśród tych "partyzantów" poznał Kadie (Arkadiusza) Daniczenko, syna adwokata z Wiśniowca i jednego diaka z monastyru z Poczajewa. Pan Pelc wrócił do klasztoru, a pan Karpiuk chciał pójść do domu, ale "partyzanci" złapali go i zabili. Słyszałam, że został zamordowany w makabryczny sposób. Około godz. 6-tej rano, porze wyznaczonej na wejście "partyzantów" do klasztoru, weszli oni na mury klasztorne i zaczęli strzelać z karabinów maszynowych po oknach. Byli to oczywiście banderowcy. Zginął wtedy 18-letni Fredek (nazwiska nie pamiętam) .Chciał zobaczyć co się dzieje i wyjrzał przez okno. Do godz. 13-tej była to jedyna ofiara. Banderowcy do klasztoru nie mogli się dostać, gdyż przez noc Polacy zabarykadowali wszystkie bramy. Około godz. 12-tej obserwator z wieży zobaczył, ze od strony Brodów jedzie wojsko niemieckie. Wśród Polaków nastąpiła wielka radość, gdyż myśleliśmy, ze banda ucieknie. Niestety, radość była bardzo krotka, gdyż Niemcy podjechali pod klasztor i przez megafony ogłosili, że do godz. 13-tej wszyscy ludzie mają opuścić klasztor, a bramy maja być otwarte. W przeciwnym wypadku będą strzelać z armat i bombardować klasztor z samolotów. W tym czasie banda wycofała się, ludzie zaczęli odbarykadowywać bramy i wychodzić. Wychodzenie było utrudnione, gdy z niektóre bramy były zabarykadowane zbożem w workach. Worki podziurawiły kule, zboże wysypało się i np. moja rodzina po kolana w zbożu przechodziła przez bramę.
Banderowcy po opuszczeniu murów obstawili wszystkie uliczki i przejścia, łapali ludzi i mordowali. Tak zginęła ciocia (siostra mego ojca) Stanisława Schnitzer wraz z córka Jadwigą. Jadzia miała 12 lat. Żyła jeszcze ponad dobę. Przed śmiercią zdążyła mi opowiedzieć, że zatrzymał ich bandyta i kazał modlić się, bo zginiesz. Jadzia opowiadała:
"Uklękłyśmy na śniegu i modliłyśmy się. Po modlitwie on strzelił do mamy, mama upadla na plecy, wtedy mnie uderzy l bagnetem w plecy. Upadlam na twarz, mama zaczęła wołać, żeby mnie nie zabijał, wtedy podszedł do mamy i pchnął ją bagnetem. Mama zamilkła (ciocia została uderzona bagnetem w oko). Ja udawałam, że nie żyję, ale on mnie kłuł i kłuł tym bagnetem, a ostatni raz jak mnie uderzył w głowę to przy wyjmowaniu bagnetu aż mnie podniósł na tym bagnecie". Faktycznie, Jadzia miała 9 ran na wylot tzn. od pleców do przodu, a 10-ta rana została zadana w głowę. Bagnet uderzył przy prawym uchu, a wyszedł przy brodzie. Okazało się, ze ciocia z Jadzia po wyjściu z klasztoru usiłowały dostać się do domu. Jej najstarszy syn, Wacław uciekał w innym kierunku, a że biegł, banderowcy nie mogli go złapać, więc został zastrzelony. Średni syn, Felek lat 15, uciekał jeszcze w innym kierunku, został ranny, ale udało mu się uciec. Przechowywał go na wsi Ukrainiec. Felicjan Schnitzer żyje do dziś. Mieszka we Wrocławiu. My z mamą (a było nas pięcioro) po wyjściu z klasztoru też mieliśmy zamiar iść do domu, ale na swoim podwórzu stal Ukrainiec Strychaluk. Na migi wskazał nam kierunek na las. W lesie przebywaliśmy od godz. mniej więcej. 14-tej do 3-ciej rano. Po lesie chodzili bandyci, łapali schowanych ludzi i mordowali. Nam udało się przeżyć, ponieważ wpadliśmy do jakiegoś dołu, był to chyba lej z pierwszej wojny światowej. W tym dole znalazł nas brat leśniczego (Polak) i zaprowadził do leśniczówki, gdzie do rana siedzieliśmy w oborze na kupie nawozu. Było nam nareszcie ciepło, po tylu godzinach spędzonych w lesie na śniegu i mrozie. Z leśniczówki przedostaliśmy się do babci Schonert. W domu była już Jadzia oraz zwłoki cioci i Wacka. Babcia przywiozła ich wszystkich saneczkami. Babcia była pochodzenia niemieckiego i jej ze strony bandytów nic nie groziło. Mój ojciec nie nocował w klasztorze. Spal u babci w stajni. Mama z rodzeństwem po przyjściu z lasu też się tam skryła. Ja poszłam do mieszkania i byłam cały czas z Jadzią, która pomimo tylu ran żyła jeszcze do godz. 23-ciej 13 marca 1944 r. Rodzice aż do przyjścia Rosjan 24 marca 1944 roku ukrywali się w tej stajni. Sąsiedzi Ukraińcy wiedzieli o tym, ale nie wydali.
W klasztorze przebywało około 2400 osób, przeżyło okolo 700, czyli 1700 osób zostało zamordowanych, niektórzy w bestialski sposób. Ksiądz Stanisław Fijałkowski, który był tęgi, został zakłuty stołowymi widelcami i potem powieszony na stule w ogrodzie klasztoru. Ksiądz ojciec Józef został zakłuty bagnetami. Tych księży znałam osobiście, a ilu jeszcze księży i zakonników pomordowano, tego dokładnie nie wiem. Nie wszyscy Polacy z miasteczka przebywali tej nocy w klasztorze. Ci, którzy zostali w domu, prawie wszyscy zostali wymordowani, np. rodzina Kraftów - troje dzieci, Swietojańscy - cała rodzina. Więcej nazwisk nie mogę podać, gdy z stosunkowo krótko mieszkałam w Podkamieniu, a z relacji babci niewiele zapamiętałam. Podaję tylko to, co wiem i pamiętam. Do domu z klasztoru uciekała Zuzanna Łoźna lat 15. Wpadł tam za nią bandyta. Również kazał się modlić, bo ją zabije. Ona prosiła, żeby jej pozwolił napisać list do matki i braciszka. Pozwolił, a ona napisała mniej więcej tak: "Braciszku ucz się, żebyś nie był taki analfabeta, jak mój kat, który nawet nie umie przeczytać, co piszę". Ten list czytałam osobiście. Pani Łoźna po śmierci Zuzi postradała zmysły. Chodziła po miasteczku i szukała Zuzi. Babcia opowiadała, że jakąś nastolatkę banderowcy zbiorowo zgwałcili, potem obcięli jej piersi, a w krocze wbili litrową butelkę po wódce.
Wujek Władysław Schnitzer, ojciec Jadzi, jesienią 1943 roku pojechał do Lwowa i nie powrócił. Dopiero po wojnie dowiedzieliśmy się, że banderowcy złapali kilku Polaków, m.in. wujka, zawieźli do lasu koło Brodów i tam w okropny sposób zamordowali. Przywiązano ich do drzew drutem kolczastym, a wnętrzności wyciągano i owijano na drzewach. Opowiadał to podobno naoczny świadek, Ukrainiec, któremu kazano zawieźć furmanką bandytów i ofiary do lasu. Pogrzeb pomordowanych w Podkamieniu odbył się 15 lub 16 marca. Trudno to nazwać pogrzebem, wszystkie ciała zostały wrzucone do wspólnego dołu. Robili to mieszkańcy Podkamienia, Ukraińcy. Musieli to zrobić, gdy z nastąpiła odwilż, a ciała leżały na ulicach, w klasztorze, w domach. Klasztor znajdował się na górze. Prowadziła do niego stroma uliczka, na której w śniegu leżało wielu zabitych. Jeżdżące sanie sprawiły, że uliczka wyglądała jak czerwona wstęga. Ta wspólna mogiła była na cmentarzu. W dniu pochowku banderowcy zaczaili się na cmentarzu i kto z Polaków udał się na pogrzeb, został zabity. Przed pochowkiem sąsiad babci, Ślusarczuk, zobaczył mnie na podwórku, zawołał i powiedział: "Powiedz ojcu, żeby zrobił jakieś trumny dla swoich, bo jutro będą grzebać wszystkich razem i niech z was nikt nie idzie na pogrzeb, może iść tylko babcia". Powiedziałam mu, że nie wiem, gdzie jest ojciec, a on na to: "Ja ci powiedziałem". Faktycznie ojciec w stajni zbił z desek trzy paki, babcia wynajęła człowieka, który wykopał grób i tylko babcia była na pogrzebie. 24 marca 1944 r wkroczyli Rosjanie, a gdzieś pod koniec marca odbyła się ekshumacja pomordowanych.
Poleć ten artykuł | |
Podziel się z innymi: | |
URL: | |
BBcode: | |
HTML: | |
Facebook - Lubię To: |
|
Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?