Logowanie
Nawigacja
Aktualnie online
Ostatnio Widziani
| ||
| ||
| ||
| ||
|
Statystyki
Zdjęć w galerii: 1759
Artykułów: 379
Newsów: 253
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 616
Artykułów: 379
Newsów: 253
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 616
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.
05-03-2020 05:38
Album: Dokumenty. Ciekawe skany "podkamienieckich" dok. W. Bieżana: tutaj.
11-05-2013 15:04
Dzięki dostępowi do ksiąg udało się rozpoznać nagrobek Małgorzaty Piątkowskiej oraz Jana i Anny Pleszczuk, Wandy Szymborskiej i Antoniny Szmigielskiej.
20-08-2012 13:21
Indeksy uzupełnione zostały o śluby osób o nazwiskach na literę "T" z lat 1785-1942
09-08-2012 16:26
Uzupełniłem o kolejną notkę z gazety artykuł
"O Podkamieniu w prasie"
29-07-2012 12:58
Poprawiłem plan cmentarza - szkoda, że nikt nie zwrócił mi uwagi na błędy na tej stronie.
14-06-2012 14:16
Dzień dobry. Mam naimię Serhij. Jestem z Ukrainy. Na tej stronie internetowej w Liście zamordowanych w Podkamieniu w klasztorze osób znalazłem informację o bracie mojego pra-pradziadka Andrzeja Juzwy.
18-03-2012 20:59
Wizualnie poprawiłem plan Podkamienia: http://www.podkam.
..?page_id=9
..?page_id=9
24-02-2012 18:50
Przybyło kilka wierszy w dziale "Wiersze i proza".
01-03-2010 18:37
Wzorem strony http://www.olejow.
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
01-02-2010 23:22
Poprawiłem trochę listę pomordowanych - ułożona została wg miejsca mordu.
Ankieta
Pamiętaj - Ty też możesz pomóc!!
Wypełnij i wyślij ankietę dot. pomordowanych.
ANKIETA
Stowarzyszenie
A czy Ty zapisałeś/-aś się już do Stowarzyszenia Kresowego Podkamień?
DEKLARACJA
Ankieta
Chciałbym/Chciałabym w najbliższym czasie odwiedzić Podkamień i okolice
TAK
94% [17 głosów]
NIE
6% [1 głos]
Ogółem głosów: 18
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Identyfikacja
Genealogia
Księgi metrykalne
I Kataster
II Kataster
Ostatnie komentarze
Newsy
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Top komentatorzy
krystian | 404 |
harry | 321 |
swietojanski | 125 |
Ostatnie zdjęcia
Genowefa Pawluk (z. ...
Genowefa Pawluk (z d...
Jan Pawluk z żoną
Michał Świętojań...
Górnicka (z d. Świ...
Władysław Święto...
Iłowski Ryszard
Baczewicz Stanisław
Newsletter
Warto tam zajrzeć
Nawigacja
Artykuły » Władysław Orobkiewicz, Z dziejów walk i cierpień na Kresach, Lwów-Warszawa 1919 (fragmenty) » 2. Upiorna tyraliera
2. Upiorna tyraliera
UPIORNA TYRALIERA
Nie przypuszczałem, że tak rychło danem mi będzie powtórnie oglądać nieszczęsny Zwyżyń.
Tym razem już nie z własnej woli, lecz w wykonywaniu swego urzędu, wskutek doniesienia o śmierci chłopaka wiejskiego, rozszarpanego pociskiem armatnim.
Szarym rankiem w mgły spowitym, przyjechaliśmy na miejsce. U wejścia do wsi, oczekuje nas gromadka ludu.
Ale jakich ludzi! Zgarbione postacie, twarze zeschnięte, sino-żółte, wzrok tępy jakby mgłą przysłonięty, ruchy powolne, ociężałe, a że i cisza między nimi panowała, więc robili wrażenie raczej widm niż ludzi...
Na pierwszy rzut oka zdawało się, że to sami starcy, lecz po bliższem przypatrzeniu się poznać było można, że wielu między nimi młodych, zwłaszcza kobiet.
Tylko nędza, ta straszna, skrajna nędza, nawet w tegoczesnych wojennych warunkach wyjątkowa, wybiła na ich postaciach ten stygmat zgrzybiałości prawie.
– Ile lat macie? – pytam jedną kobietę zeschniętą jak trzaska, żółtą jak liść jesienny z drzewa opadły.
- A ja wiem? Może będzie trzydzieści.
Śmiało możnaby jej dać 60 lat.
– Niech panowie dalej nie jadą – mówi jeden chłop.
– Dlaczego?
– Na drodze leży wszędzie mnóstwo niewypalonych pocisków, więc łatwo o wypadek, jeśli koło wozu o który potrąci.
– Racya. – Zsiadamy więc i idziemy dalej pieszo.
Istotnie, po bokach drogi wiejskiej, prowadzącej wężowato wzgórkami, spotyka się mnóstwo pocisków. Przeważnie puste płaszcze szrapnelowe, wiele jednak także niewypalonych. Na kilkuminutowej przestrzeni naliczyłem ich siedm. Łatwo je poznać, gdyż płaszcze i zapalniczki zupełnie nienaruszone.
Przychodzimy na miejsce wypadku.
Napół zasypana jama, obok niej saperska łopatka i kilka okruchów żelaza, części pocisku.
Chłopaka już niema. Ciężko poranionego, przewieziono do pobliskiej wsi, gdzie po 4 godzinach ciężkich mąk umarł.
„Była może 3 godzina popołudniu – opowiada świadek zajścia, mieszkający w odległym o kilkadziesiąt kroków szałasie - gdy wtem, usłyszałem straszny huk, aż moja buda się zatrzęsła! Wybiegłem na ogród... począłem się rozglądać. Do uszu moich dobiegł straszny, rozdzierający jęk. Spojrzałem w to miejsce i ujrzałem tuż obok tej jamy, jakąś postać pełzającą. Poznałem Jóźka Wesołowskiego, 14-letniego sierotę ze Zwyżynia. Niedawno powrócił z baraków uchodźczych, gdzie stracił matkę. Ojciec, który przyjechał z wojska tu na urlop, umarł niedawno na tyfus plamisty. Został sam z młodszem rodzeństwem.
„Poznał mnie i skierował się do mnie. Łokciami zapierał się o ziemię, pozostałym kikutem jednej nogi odpychał się (drugą nogę urwaną przy biodrze, pęd powietrza uniósł na 40 kroków w pole) – i tak czołgał się do mnie.
„Dziadku, weźcie mnie! weźcie! – jęczał rozdzierająco.
„Panie! ja stary już jestem i straszne rzeczy widziałem, ale to było tak straszne, że patrzeć nie mogłem i łzy mi w oczach stanęły.
„-– Dziądku, weźcie mnie stąd! –- jęczał Jóźko.
„– Gdzież ja cię wezmę biedaku? Pocoś ruszał tę biedę?!
„-– Ja nie ruszał dziadku, ja nie wiedział, że ona tam leży...
„Zasypywałem jamy na swoim ogrodzie. Dwie już zasypałem, a gdy zacząłem i trzecią zasypywać i uderzyłem łopatą o ziemię – wypaliło”...
„Wzięliśmy biedaka na wóz i zawieźliśmy do Szyszkowiec. Strasznie się męczył przez cztery godziny, nim wreszcie umarł”.
Biedne dziecię polskie! W zaraniu lat rzucono cię w obczyznę na poniewierkę, skąd po kilku latach wróciłeś sierotą... na śmierć...
Pozbawiono cię wszystkiego, do czego jako dziecko, członek społeczeństwa i obywatel miałeś prawo!
Śmierć zabrała ci rodziców, nim stałeś się zdolnym do pracy. Rosłeś jak dziczka, pozbawiony wszelkich dobrodziejstw cywilizacyi, któremi tak chełpi się nasz „kulturalny wiek”.
Zdrowy instynkt, ten chłopski instynkt, ukazał ci jednak drogę, jedyną drogę.
W słabą dłoń ująłeś porzuconą na polu bitwy saperską łopatkę i nią począłeś przedewszystkiem goić rany swej matki „ziemi żywicielki”. I wśród tej pracy, śmierć cię napadła, śmierć straszna, męczeńska... Padłeś „na polu chwały”, jak żołnierz-bohater na stanowisku, a śmierć twoja, dodała jeden cierń więcej do męczeńskiego wieńca, który coraz głębiej, coraz ciaśniej zaciska skroń naszej Matki-Ojczyzny.
Młoda twoja duszyczka, pomnożyła milionowy orszak dzieci polskich, od Wisły po Wilię, zmarłych śmiercią męczeńską.
Dzięcięca krucyata do nieba...
Może ona uprosi wreszcie dla nas lepszą dolę: „Wolność i Zjednoczenie!!”.
Skończyłem wreszcie swój smutny obowiązek i korzystając ze sposobności pobytu, postanowiłem dokładniej niż pierwszym razem oglądnąć wieś i pomówić z ludźmi.
– Dlaczego nie postaracie się, aby pozbierano pociski?
– Donosiliśmy kilka razy, ale nikt nie przyjeżdża – odpowiadają mi.
– Tyle ich leży wszędzie, że wagonami można zbierać.
– W zgliszczach i rumowiskach wsi, na polach i łąkach, w lasach i rzece, wszędzie ich pełno.
– My boimy się gruzy uprzątać i orać, bo wszędzie śmierć na nas czyha.
– Ot, niech pan popatrzy.
Prowadzą mnie opodal na rolę. Wśród oraniny, leży szrapnel wielkości małej głowy cukru.
Ten przynajmniej widoczny. Tuż obok niego. jednak, leży drugi taki sam, jednak wciśnięty na długość w ziemię i tak barwą do ziemi podobny, że trudno go wśród niej rozeznać. To też za cud uważa to mój przewodnik, że przy oraniu, spostrzegł go w porę i w ostatniej chwili skierował pług na bok.
Zatrzymuję się przy wymienionym wyżej szałasie. Prymitywny on, jakby stawiany przed setkami lat. Widać po nim, że stawiała go niewprawna ręka z przypadkowego materyału, a jedynem narzędziem budowniczem, była siekiera.
– Ale właściciel jego to magnat wobec innych!
Ma przynajmniej dach nad głową i światło.
lnni i tego nie mają. Siedziby ich porznięte rowami, zryte pociskami, odrutowane we wszelkich kierunkach, ani mowy, by na nich na nowo pobudować się moli. Mieszkają więc w jamach…
Na dworze przed chatą, suszą się na płachcie jakieś liście. Przypatruję się bliżej.
To pokrzywa.
Przyszły mi na myśl owe do niedawna wszędzie spotykane nawoływania do zbierania pokrzywy. Czyżby aż tu one trafiły?
– Na co to zbieracie? - pytam.
– Na co? Na jedzenie!.. .
– Pokrzywę jecie?
– A tak panie. Pokrzywę, liście kartofli, buraków, ale na te ostatnie nie każdy może sobie pozwolić.
– A chleba, mąki i kartofli nie macie? -– pytam.
- My miesiącami chleba nie widzieliśmy. Kiedyś, kupiliśmy sobie trochę mąki, ale po drodze, gdy wieźliśmy, zabrano nam ją. Powiedzieli, że to nie wolno. Kupić nie wolno, dostać skąd inąd nie można, pola nasze zniszczone i nieobsiane, to cóż chłop ma robić? Musi jeść pokrzywę!
Głucho i twardo padały słowa z ust chłopskich.
Na mnie robiły one wrażenie odgłosu grud ziemi o trumnę...
– I mleka nie mamy; dzieci nam mrą z głodu - odzywa się za mną drżący głos.
Obracam się, to mówi owa młoda staruszka.
– Wy macie dzieci?
– Mam, panie i jedno przy piersi, ale pokarm mi wyszedł.
Spojrzałem na otaczające mnie postacie i głos zamarł mi na ustach.
Słowa pociechy i rady wydały mi się jakby szydęrstwem z ich nędznej doli.
Wszak tyle razy już pocieszałem ich, obiecywałem pomoc, budziłem w nich nadzieję...
Tygodnie, miesiące minęły... a oni wciąż... jedzą pokrzywę...
W milczeniu poszedłem dalej.
Droga niełatwa. Wszak to pole najzażartszych walk, które we wschodniej Galicyi się toczyły.
– Wedle opowiadania znawców i naocznych świadków, dorównywaly one tu na odcinku Zwyżyń-Batków, walkom na zachodnim froncie.
Miejscami tylko, napotyka się gruzy domostw, zresztą zaś, to jeden chaos pali, drutu kolczastego, wilczych dołów, kozłów i tych strasznych jam, bądź to wygryzionych potwornymi pociskami, bądź rytych ręką ludzką.
Jak strasznie silne były tu wstrząśnienia ziemi, niech poświadczy jeden fakt.
Na małem wzniesieniu ziemnem, stoją resztki figury. Tuż obok tego wzniesienia, była przed wojną studnia.
Zwykła ziemna studnia, o otworze ogrodzonym deskami.
Studnia ta jeszcze teraz istnieje, odległość jednak między nią a figurą wynosi obecnie przynajmniej dwadzieścia kroków!
Rzecz najciekawsza jednak, że niema między niemi żadnego śladu np. pęknięcia terenu, któryby to oddalenie się tłómaczył.
Tylko ziemia jest nierówna, jakby wzruszona.
Po kilkunastu minutach. stajemy przed lejem minowym.
Widziałem już poprzednio dwa, nie mogą się one jednak z nim równać.
- Głębokość przynajmniej pięciu piąter. W głowie mąci się przy spojrzeniu w dół. Średnica wynosi najmniej 200 kroków. Ściany zwężają się dołem, a na samym dole sadzawka. Zdaje mi się, że to nie jest zbiorowisko wody deszczowej, lecz że pęknięcie ziemi dosięgło do żyły wodnej.
Na stoku tego leja, leży kościec ludzki. Wśród bieli kości, widać brunatne płaty, przyschniętego ciała.
Robi wrażenie, jakby zjeżdżając na grzbiecie, zatrzymał się po drodze,– by nam się przypatrzeć.
Okrążamy lej i przedzieramy się dalej przez potrzaskany i powalony na ziemię las zasieków. Niełatwa to przeprawa. Pasma drutów kolczastych wiją się we wszystkich kierunkach i ustawicznie swymi kolcami chwytają nas, jakby zazdrosne o swą tajemnicę, powstrzymać nas chciały.
Pułapki druciane, rozłożone na ziemi, swymi misternymi chwytami, raz po raz więżą nam stopy i trzeba się siłą od nich uwalniać. Szczęście, że już są stare i rdzą przeżarte, więc łatwo je rozerwać. lnaczej biada naszym butom!
Wreszcie stajemy na skraju urwiska. Naprzeciw, o kilka kroków, okazuje się naszym oczom ziemianka.
Podobna ona setkom innych, które widzieliśmy, tylko że... nie pusta.
U wejścia jej leży trup rosyjskiego oficera w postawie, jakby je chciał sobą zagrodzić.
Jedna noga wyprężona, druga zgięta, aż prostopadle do osi ciała. Leży na wznak, z twarzą przykrytą jakąś płachtą, z latarką elektryczną na piersi.
Buty wysokie do kolan, o małej, zgrabnej stopie, szafirowe spodnie, ściśle przylegające, każą przypuszczać, że dbał on o swą powierzchowność.
Ciekawe, w jaki sposób stracił on życie. Wątpię by od kuli karabinowej lub odłamka szrapnela, gdyż przed nimi chronił go teren.
Najprawdopodobniej, ofiara to ataku gazowego.
Naprowadza mnie na tę myśl opowiadanie towarzyszących mi chłopów, że do tej ziemianki wejść nie można, z powodu strasznego odoru.
ldziemy dalej. Pole zasieków już się skończyło, a przed nami rozlega się dość obszerna płaszczyzna, lekko sfalowana, z lasem w dali naprzeciwko.
Las ten, to pozycye wojsk austryackich.
„Ot! tu cała szwarma” - mówi chłop obok mnie idący i palcem wskazuje w bok przed siebie.
Patrzę w tym kierunku, lecz z początku nic rozeznać nie mogę.
Wzrok mój wreszcie, zatrzymuje się na lekkiem sfalowaniu ziemi, tworzącem jakby naturalny wał.
W poprzek linii tegoż, widać w regularnych odstępach, jakby ciemniejsze pręgi.
Przystępuję do nich i nachylam się.
Istotnie, leży tam cała linia tyralierska...
Leży, jak ją śmierć wśród boju zdławiła...
Mundury ich kurzem i perzem przysypane, zlały się barwą z ziemią wśród której leżą.
l soki ciała wsiąkły w ziemię, więc wzniesienie ciał nad nią niewielkie. _
Dokładnie jednak można rozpoznać zarysy postaci. A więc nogi i część tułowia wtulone w ziemię i grzbiet na łokciach lekko do strzelania podniesiony i głowę wciągniętą w ramiona i wpatrzoną w ten straszny, ciemny las, skąd do nich szły ból, męka i śmierć...
jeden, dwa, pięć, ośm, jedenaście–... przestaję liczyć...
– Czy znacie „Taniec szkieletów” Holbeina?
Fantazya malarska je stworzyła, a ludzkość przyjęła to dzieło, jako mistyczny symbol – okropności, jaką budzi sprzeczność między życiem a zagadką śmierci.
Czyście się zastanawiali na czem polega istota ich wrażenia?
Widok świeżo zmarłej osoby, budzi żal za zgasłem życiem, podobny żalowi za co dopiero przebrzmiałą nutą pięknej pieśni, A za zgasłem światłem promienia słonecznego. Życie uszłe, ton przebrzmiały, zgasłe światło… zbyt bliskie są nam jeszcze, by świadomość nasza doszła do pojęcia istoty przemiany.
Widok trupa w rozkładzie, budzi przedewszystkiem odrazę i samolubny lęk przed własną koniecznością.
- Dopiero widok szkieletu, przenosi nas w krainę pojęć o śmierci, a z niemi, w myśl tradycyjnego dziedzictwa zwyczajów, rodzi przeświadczenie, iż szkielet powinien spoczywać w ziemi, w postawie bezwładu.
Jeśli więc każe się im opuścić to właściwe wedle naszych pojęć miejscei wykonywać ruchy, do których nasz rozum im prawa odmawia, to widok ten, musi nas przenieść w mistyczne zaświaty, gdzie fantazya kłóci się z rozumeim, a lęk przed czemś niepojętem, burzy równowagę ducha i panowanie nad sobą.
Dlatego też widok tych kośćców trwających w bojowej postawie, z nogami w ziemię wtulonemi, grzbietem na łokciach wzniesionymi, z wciśniętą w ramiona czaszką, gdzieniegdzie pokrytą resztką, fantazyjnie na bakier zasadzonej czapki, z oczodołami wpitymi w ten trupi,bo do cna zestrzelany i jak on cichy las, dreszczem mnie przejmował...
Fala wojny już drugi rok temu przeszła nad nimi i o dziesiątki mil dalej, przerodziła się w anarchię mordów.
Lipcowe skwary i styczniowe mrozy pieściły ich i kąsały, już dwukrotnie naprzemian.
Przebrzmiały huki pękających pocisków, łomot granatów, gwizd kul i krzyki i jęki towarzyszów i wrogów. I las naprzeciw opustoszał i tylko gorący oddech więzionego latem ciepła, lub ostry poświst mroźnego wichru w zimie, szle im on od siebie... a oni wciąż trwają . . .
Kupki amunicyi karabinowej koło każdego z nich leżą i mimowoli przychodzi na myśl, czy się nie wyciągnie po nie jakaś koścista dłoń...
Z wysiłkiem oderwałem wzrok od nich i spojrzałem wokół siebie.
Stała gromada chłopów, kobiet i dzieci i wszyscy w milczeniu i jakby w hipnozie spoglądali na upiorny ów szereg...
O czem myśleli?
Nietrudno odgadnąć...
Skończyliśmy zwiedzanie i wracamy.
U wejścia do wsi zwiększyła się nasza gromada.
Przybyli chłopi z okolicznych wsi.
- Wszak prawda! Dziś przyjeżdżają ministrowie i wedle programu, mają zwiedzać także Zwyżyń!
„Przeczytajcie panie, czy dobrze napisane” - podaje mi jeden z nich papier.
To memoryał do ministrów.
Udaję że czytam, lecz myślę sobie:
Na co wam memoryały biedacy! Te gruzy waszych chat, ta poszarpana ziemia, te bruzdy, któremi nędza i głód poryły wasze twarze, to najlepszy memoryał, jakiemu żaden najgenialniej napisany utwór nie dorówna!
Jeśli on nie pomoże... to swoim możecie podpalić pod garnkiem, w którym się gotuje wasza „życiodajna” pokrzywa...
„Bardzo dobrze napisane. Tylko musicie to sami wręczyć”.
Pojaśniały im twarze, jakby duch w nie wstąpił.
„Może przecież będzie naszej biedzie koniec, bo już dalej trudno wytrzymać. Tylko czy przyjadą ?”
„Było postanowione że przyjadą i przecież kazano wam tu się zgromadzić”.
„Czekajcie więc cierpliwie, a gdy się zjawią, to śmiało i otwarcie powiedzcie im wszystko co was boli i czego wam brak”.
Pożegnałem ich i odjechaliśmy z moim towarzyszem, który dal mi się skusić no te wycieczkę.
Oglądnąłem się. Wdali szarzał na drodze szereg postaci, nieruchomych”. W oczekiwaniu…
Mimowoli przyszedł mi na myśl tamten na górże… Ci ludzie trwają, czy tylko z innym skutkiem?...
„O czem myślisz?“ – budzę z zamyślenia mego towarzysza, lwowskiego „literata”.
„Wiesz” – odpowiada – „jabym ten lej, który widzieliśmy, dołączył do piekło Dantego, jako ostatni krąg, jeszcze pod Judaszem.
Napełniłbym go krwią ofiar tej wojny i umieścił w nim tego, który ją wywołał. Kazałbym mu się pławić w tej krwi, a za napój dałbym mu wodę łez wdów i sierót...”
„Niezły pomysł, mój drogi! Możesz go dać opatentować, tylko w piekle… bo tu…“
Ale dość już. Czas skończyć, gdyż i tak, zdaje mi się, że za wiele napisałem...
Na zakończenie dodam tylko, że jak dowiedzieliśmy się po powrocie, projekt objazdu ministrów uległ zmianie, z powoda braku czasu.
Zwyżynia nie zwiedzili...
Podkamień koło Brodów, we wrześniu.
Poleć ten artykuł | |
Podziel się z innymi: | |
URL: | |
BBcode: | |
HTML: | |
Facebook - Lubię To: |
|
Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?