Logowanie
Nawigacja
Aktualnie online
Ostatnio Widziani
| ||
| ||
| ||
| ||
|
Statystyki
Artykułów: 379
Newsów: 253
Komentarzy: 1437
Postów na forum: 899
Użytkowników: 616
Shoutbox
..?page_id=9
pl będę zamieszczał genealogie rodów z Podkamienia, (dostęp dla grupy "Genealogia". Aby przynależeć należy wyrazić taka chęć
Ankieta
Pamiętaj - Ty też możesz pomóc!!
Wypełnij i wyślij ankietę dot. pomordowanych.
ANKIETA
Stowarzyszenie
A czy Ty zapisałeś/-aś się już do Stowarzyszenia Kresowego Podkamień?
DEKLARACJA
Ankieta
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 05/07/2021 13:23
Archiwum ankiet
Identyfikacja
Genealogia
Księgi metrykalne
I Kataster
II Kataster
Ostatnie komentarze
Pochowana został...
(*) R. I. P.
Pani Bronisława ...
Poprawiłem błę...
Poprawna nazwa to...
Artykuły
Czyli w 2027 roku...
Po ponad 10 latac...
Faktycznie - popr...
07.06.1921 Telega...
07.06.1921 Telega...
Galeria
Wspomniane materi...
Dzień dobry. Dz...
Dzień dobry. To...
Syn Władysława ...
Siódmy od prawej...
Galeria2
Dziękuję. Zdję...
Dziękuję. Zdję...
To jest zdjęcie ...
To jest zdjęcie ...
To jest Stanisła...
Dodatkowe strony
[url]https://yout...
Teresa Liptak z d...
TRZEBA KRZYCZEC,N...
Nacjonalistyczne ...
President Coolidg...
Top komentatorzy
krystian | 404 |
harry | 321 |
swietojanski | 125 |
Ostatnie zdjęcia
Genowefa Pawluk (z. ...
Genowefa Pawluk (z d...
Jan Pawluk z żoną
Michał Świętojań...
Górnicka (z d. Świ...
Władysław Święto...
Iłowski Ryszard
Baczewicz Stanisław
Newsletter
Warto tam zajrzeć
Nawigacja
02. Klasztor Ojców Dominikanów w Podkamieniu przed napadem bandytów ukraińskich, od dnia 5 listopada 1943 roku do dnia 11 marca 1944 roku.
Klasztor Ojców Dominikanów w Podkamieniu przed napadem bandytów ukraińskich,
od dnia 5 listopada 1943 roku do dnia 11 marca 1944 roku.
Do Podkamienia przybyłem dnia 5 listopada 1943 roku na miejsce ojca Rozariana Brunaka, który wyjechał na przełożonego do Bohorodczan – i zostałem zamianowany kooperatorem przy parafii, gdzie proboszczem i zarazem przełożonym konwentu był ojciec Marek Kras.
Już w Jarosławiu, skąd wyjechałem, dochodziły mnie niezbyt pocieszające wiadomości o mordowaniu Polaków na terenach Wołynia. Nie obawiałem się tego, tłumacząc sobie, że ludzie więcej mówią, niż jest w rzeczywistości i pojechałem.
W Brodach czekała już na mnie furmanka, na którą szybko załadowałem rzeczy przy pomocy brata Marcina Kapronia, bowiem furman chciał jak najprędzej wyjechać z Brodów, tłumacząc, że niebezpiecznie jechać wieczorem, z powodu bandytów.
Z Brodów do Podkamienia jest dwadzieścia trzy kilometry drogi, nieco podobnej do szosy, którą w czas pogodny jako tako przejechać można. W czasie jazdy nawiązałem rozmowę z furmanem. Nazywa się Sobolewski, jest uchodźcą z Poczajowa, mieszka od kilku miesięcy w Klasztorze z całą rodziną. Opowiadał m, w jaki sposób ukraińscy bandyci znęcali się nad polską ludnością na Wołyniu, że dużo ludzi zginęło, a reszta poszła w rozsypkę że wiele rodzin żyło w lasach, cierpiąc głód i nędzę. Obecnie, na Wołyniu, Polak nie może jawnie się pokazać, gdyż od razu napadną i zabiją go bandyci. Opowiadał dalej o wielkiej nienawiści Ukraińców do Polaków, którzy nie mogą znaleźć dla siebie schronienia wśród ludności ukraińskiej.
Słuchając tego opowiadania, jakże smutnego i miejscami mrożącego krew w żyłach, pocieszałem się tą myślą, że przecież Ukraińcy w Podkamieniu nie dopuszczą bandytów do klasztoru, nie będą mieli oni odwagi napadać na niewinnych ludzi w klasztorze, że przeto możemy być spokojni.
Parafia w Podkamieniu liczy kilkanaście wiosek, w których przewężają liczebnie Ukraińcy. Największy procent Polaków był w Podkamieniu, Palikrowach, Pańkowcach i Nakwaszy.
W chwili przybycia mego do Podkamienia, w Klasztorze przebywali następujący ojcowie: ojciec Marek Kras, przełożony Klasztoru i proboszcz parafii, ojciec Mikołaj Wysocki, ojciec Leon Podgórni, ojciec Dominik Bałdyga i piszący te słowa ojciec Józef Burda, oraz bracia: brat Kryspin Rogowski, brat Garciasz Juźwa, brat Jan Frączyk i brat Marcin Kaproń.
Oprócz zakonników w Klasztorze znalazło pomieszczenie kilkanaście rodzin uchodźców z Wołynia, przeważnie z Poczajowa, Michałówki, Drańczy Polskiej, a nawet z Krzemieńca. Zamieszkiwał również w Klasztorze z ciotką, siostrzeńcem i służącą proboszcz z Poczajowa, ksiądz Stanisław Fijałkowski.
Z Podkamienia schronili się do Klasztoru: Marian Kwaśnicki, nadleśniczy zastępca jego Kazimierz Sołtysik, sędzia Fryc oraz urzędnik Sienkiewicz.
0d listopada do grudnia nie zaszły żadne ważniejsze wypadki w naszym życiu. Dopiero przed Bożym Narodzeniem zaczęła się powiększać liczba mieszkańców Klasztoru, ponieważ tu i ówdzie miały miejsce pojedyncze napady i morderstwa. I tak w lasach pieniackich zginął technik lasowy, nazwiskiem Żelazny, którego po tygodniu znaleziono z szat obnażonego, zasypanego śniegiem. Ciało zamordowanego przywieziono do Podkamienia i pochowano na cmentarzu.
Ponieważ wypadki morderstw były coraz częstsze, Nadleśnictwo przeniosło swoje urzędy do Klasztoru, zajmując puste do tego czasu sale na piętrze. Wraz z Nadleśnictwem zamieszkała straż leśna, składająca się z osiemnastu młodych mężczyzn, którzy mieli pozwolenie od władz niemieckich na noszenie broni, a do obrony weszli młodzieńcy z Podkamienia i z Palikrów, przeważnie synowie lub krewni leśniczych.
Od chwili przybycia Nadleśnictwa Klasztor był pilnowany przez owych młodzieńców dniem i nocą. Jak później okazało się, nie omieszkali skorzystać z tego Ukraińcy, rozsiewając pogłoski, że w Klasztorze znajduje się polska partyzantka, z czego Klasztor miał wiele nieprzyjemności, jak później to zobaczymy.
Niezatarte wrażenie zostawiły mi te noce, w których wartownicy miarowym krokiem chodzili po korytarzach klasztornych, w drewniakach i z bronią na ramieniu.
Tymczasem napady bandytów ukraińskich na polską ludność zaczęły nabierać coraz szerszych rozmiarów. Słysząc o morderstwach w Suchowoli, Pańkowcach, Pieniakach i Hucie Pieniackiej, ludność polska poczęła masowo chronić siebie i swoje mienie w Klasztorze podkamienieckim. A kiedy również i w samym Podkamieniu zaczęły się napady i rabunki, cała ludność miasteczka, wszyscy Polacy zbiegli za mury klasztorne, tak, że Klasztor liczył około dwóch tysięcy mieszkańców. Ojciec Marek Kras, przełożony Klasztoru, przyjmował wszystkich z otwartym sercem, umieszczając przybyłych gdzie się dało, nawet w refektarzu i na korytarzach, gdyż sal zabrakło.
Przychodziły naprawdę niepokojące czasy. Z dala od większych miast, bez ochrony wojska, mając do obrony tylko kilku ukraińskich policjantów, o których mówiono, że są w porozumieniu z bandytami, zostaliśmy wprost bez żadnej ludzkiej pomocy.
W Klasztorze, wobec takiego nawału ludności, zajęte były wszystkie możliwe do zamieszkania miejsca. W jednej sali mieściło się nieraz kilka, a nawet kilkanaście rodzin, tak że trzeba było pilnować pewnego ładu i porządku w tym zbiorowisku, aby uniknąć jakiejś epidemii.
Codziennie odmawialiśmy różaniec w kościele, przed odsłoniętym Cudownym Obrazem Matki Boskiej Różańcowej. Lud pobożnie wzywał Jej opieki śpiewając pieśń, która stała się jakby hymnem nieszczęśliwych i uciśnionych:
„Matko Najświętsza, do Serca Twego
Mieczem boleści wskroś przeszytego
Wołamy wszyscy, z jękiem, ze łzami.
Ucieczko grzesznych, módl się za nami!
Gdzież my, o Matko, ach gdzież pójdziemy.
I gdzie ratunku szukać będziemy?
Swego ludu nie gardź prośbami.
Ucieczko grzesznych, módl się za nami.”
Śpiewali księża, starcy, młodzież, kobiety i dzieci. Śpiewali wszyscy, a pieśń ta i wiara w opiekę Matki Najświętszej przynosiła wszystkim ukojenie. Ratunku szukał prześladowany naród u stóp ołtarza Cudownej Matki Bożej w Podkamieniu i czekał cierpliwie , znosząc bohatersko wyzywająca postawę Ukraińców, wysyłających przy każdej sposobności Polaków za San. Znosił cierpliwie lekceważenie na każdym kroku, ze swą zamkniętą chłopską naturą i zimna krwią.
Wielkie poruszenie wśród ludności polskiej wywołało zniknięcie trzech obywateli podkamienieckich. Zniknęli bez wieści: Franciszek Pittner, i Władysław Schnitzer wraz z furmanem. Wypadek ten miał miejsce ostatniego grudnia 1943 roku, w Nakwaszy, gdzie wyżej wymienieni, jadąc z Brodów, zatrzymali się i stąd zostali przez bandytów uprowadzeni tak, że słuch o nich zupełnie zaginął.
Wielkie poruszenie i oburzenie w narodzie nastąpiło po uwięzieniu iż zamordowaniu, jak, opowiadają w lesie, księdza proboszcza z Pieniak. Ukrywał się on przez dłuższy czas, nie śpiąc u siebie w domu, tylko w kościele lub na obcych strychach, aż oto w niedzielę, napadli na niego ukraińscy bandyci, związali mu ręce, zaprowadzili do sań i uwieźli w niewiadomym kierunku, w lasy.
Zaczęły się pojawiać coraz częstsze morderstwa. W biały dzień wystrzelano rodzinę polską we wsi Popowce. Coraz częstsze łuny pożarów oświecały dookoła horyzont, paliły się polskie zabudowania, a lud nie przestawał szturmować do furty klasztornej w Podkamieniu, wystraszony tym, co się działo na świecie.
Ukraińcy zaczęli głosić proroctwa, zaczerpnięte rzekomo z Pisma Świętego, że oto przychodzi czas całkowitej zagłady dla Polaków. Coraz szerszym kręgiem roztaczał się pomruk: „Śmierć Lachom”. Zwłaszcza, gdy bandyci przeszli z terenów „oczyszczonych” na Wołyniu na naszą stronę i zatrzymali się w Czernicy. „Nasi chłopcy” – wyrażali się o nich Ukraińcy.
W lutym 1944 roku, Klasztor w Podkameniu przyjął w gościnę oficerów i żołnierzy węgierskich, którzy wycofali się z frontu. Zostawili oni kilka karabinów i granatów ręcznych na wypadek konieczności obrony Klasztoru. Chociaż uczyniono to w wielkiej tajemnicy, jednak Klasztor musiał mieć w swoim gronie szpiegów, którzy donieśli o tym dowódcy „SS” ukraińskiego, kapitanowi niemieckiemu, który ze swoim oddziałem zjawił się w Podkamieniu w pierwszych dniach marca.
W krótkim czasie po jego przybyciu, zauważyliśmy w rannych godzinach, że oddział ukraińskiego „SS” otacza Klasztor.
Nie wiedzieliśmy, co to ma znaczyć, ale wkrótce oznajmiona nam cel tej operacji. Przed południem przyszedł do Klasztoru w towarzystwie żołnierzy ukraińskich, kapitan niemiecki z drugim oficerem, aby nam przedstawić, że doszły do władz niemieckich wojskowych wiadomości, jakoby w Klasztorze znajdowały się składy amunicji, oraz miała swoją siedzibę polska partyzantka. Wobec takiego stanu rzeczy otrzymaliśmy polecenie, aby wydać broń i wydalić ludzi z obiektu klasztornego. Jeżeli tego nie uczynimy, oni sami zrobią rewizję i jeżeli znajda broń, wszystkich nas rozstrzelają.
Nie pomogły nasze tłumaczenia, że w Klasztorze nie ma partyzantów, tylko rodziny, które się tutaj schroniły przed napadami, że mieści się tutaj Nadleśnictwo, które ma swoją straż do pilnowania lasów, że owszem, straż ma karabiny, ale za pozwoleniem władz niemieckich, zresztą karabiny nie są do użytku. Ponieważ kapitan zażądał, by broń odniesiono na komendę, uczyniono to, aby uniknąć rewizji.
Na drugi dzień ojciec Marek Kras otrzymał wezwanie stawienia się osobiście w komendzie. Wziął mnie ze sobą. Towarzyszyli nam: Niewiadomski z Podkamienia i Sobolewski z Poczajowa. Różne mieliśmy przypuszczenia, czego mogą od nas żądać. Nie wiedziałem tylko, czy wrócimy do Klasztoru i co się z nami stanie, chociaż byłem zupełnie spokojny.
Przyjęto nas bardzo grzecznie, w kącie kancelarii stały dwa karabiny z kolbami ręcznej roboty, te które poprzedniego dnia wydano władzy wojskowej. Ponieważ wszystko był w rażącej sprzeczności z tym, co nam zarzucali Ukraińcy, o składach broni i amunicji w Klasztorze, musieliśmy wysłuchać nie mało gorzkich słów od kapitana, który nie spodziewał się, aby Klasztor mógł przyjąć poza swoje mury i przechowywać bandytów. Dał nam pouczenie, że w Klasztorze mogą się znajdować tylko starcy i dzieci sieroty, nie zaś młodzi ludzie, którzy powinni pójść do pracy. Przytoczył nam pan kapitan nawet słowa Pisma Świętego: „Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam”. Rozkazał odesłać wszystkich ludzi do domów mówiąc, że nie może grozić im żadne niebezpieczeństwo, jak długo wojsko znajduje się w miasteczku.
Widocznie już wtedy działano według powziętego planu, rozpuścić ludzi do domów, opróżnić Klasztor, aby w niedługim czasie ukraińscy bandyci, po odejściu wojska z Podkamienia, mieli ułatwioną pracę w opanowaniu Klasztoru, do czego zmierzali w porozumieniu z władzami niemieckimi.
Wyszedłem z kancelarii bardzo przygnębiony na duchu. Było dla mnie widocznym, że we wszystkim zawierzono Ukraińcom, a nam w niczym. Nie chciano wierzyć, że ludność polska chowała się przed bandytami, tylko domyślano się istnienia w Klasztorze partyzantki.
Na skutek rozporządzenia władz niemieckich, ludzie z Podkamienia i z Malenisk opuścili Klasztor. Tylko na noc wielu wracało za mury klasztorne, zwłaszcza ci, którzy mieszkali na krańcach miasteczka, lub w pobliżu lasu.
Tymczasem akcja tępienia Polaków przybierała coraz groźniejsze rozmiary. W pierwszych dniach marca bandyci ukraińscy napadli na Hutę Pieniacką i wymordowali w nielitościwy sposób jej mieszkańców.
Widząc co się zanosi, a mianowicie, że Podkamień, a zwłaszcza Klasztor nie uniknie napadu bandytów, wystąpiłem wobec całego konwentu z wnioskiem, by radzić nad ochroną naszego życia. Należało ratować kapłanów i zakonników i nie narażać się na to, by nas wszystkich wymordowano.
Dnia trzeciego marca zebraliśmy się na naradę: ojciec Marek Kras, przełożony Klasztoru, ojciec Mikołaj Wysocki, ojciec Leon Podgórni, ojciec Dominik Bałdyga, i ojciec Józef Burda. Narada trwała krótko, wszyscy rozumieli grozę położenia. Ojcowie i bracia mieli wskazane miejsca do wyjazdu. W Klasztorze na własną prośbę pozostanie tylko ojciec Józef Burda i będzie pełnił obowiązki duszpasterskie w parafii.
W niedziele, dnia piątego marca, ojciec Marek Kras złożył władzę nad Klasztorem w moje ręce i udał się do Brodów. Opowiadał później, że tylko dzięki opiece matki Boskiej ocalał, albowiem ujechawszy kilka kilometrów w lesie przed Nakwaszą, zobaczył zbliżającego się bandytę z bronią w ręku i krzyczącego „Stój!”. Na szczęście pojawiła się na wzgórku fura z niemieckim oficerem i bandyta zmuszony był do ucieczki.
Ojciec Marek Kras zamierzał pozostać w Brodach tak długo, aż będzie można powrócić do Podkamienia. Niestety, wypadki, które potem nastąpiły zmusiły go do porzucenia tej myśli.
W piątek, dnia dziesiątego marca, doszła do nas wiadomość, że oddział ukraiński „SS" pod dowództwem niemieckim opuści Podkamień nazajutrz w sobotę rano. Dowiedzieliśmy się również, że odbyła się narada, w której brali udział czołowi przywódcy ukraińscy z Podkamienia i bandyci ukraińscy z Czernicy. O jakich sprawach radzono łatwo się domyśleć. Od soboty jedenastego marca władza nad Podkamieniem miała przejść w ręce banderowców.
Zbliżała się chwila ostatecznej rozprawy z Klasztorem oraz ludnością polską w Podkamieniu i Palikrowach. W Klasztorze było wtedy około trzystu ludzi.
Poleć ten artykuł | |
Podziel się z innymi: | |
URL: | |
BBcode: | |
HTML: | |
Facebook - Lubię To: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Oceny
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.